środa, 20 lutego 2013

A więc zaczynamy!

W glinie i glinianych naczyniach można się zakochać (co oczywiście wszystkim polecam), ale żeby do tego doszło, trzeba się z gliną trochę oswoić: patrzeć na nią do woli o różnych porach dnia przy różnym świetle, pić z glinianego kubka herbatę, jeść zupę z glinianej miski, odkładać mydło do glinianej mydelniczki,  wypić grzańca z glinianego kufla w mroźny zimowy wieczór (kufel trzymamy oburącz, tak by rozgrzewał dłonie, a dłonie wyczuwają wtedy wszystkie przyjemne chropowatości gliny). To naprawdę coś zupełnie innego niż "chińszczyzna" z supermarketu.
 
 
 Bardzo chciałam, by mój Garncarz prowadził blog, na którym dzieliłby się swoim "doświadczaniem gliny", bo choć "nieetatowy" jest Garncarzem całą gębą. Ale niestety, namówić męża na pisanie bloga jest tak samo trudno, jak namówić go na wizytę u lekarza. Przejęłam więc ster w swoje ręce i postanowiłam sama pisać o glinie, o tym, jak ją widzę oczami laika i jednocześnie osoby, która prawie wcale nie korzysta z innych naczyń poza glinianymi, no może oprócz garnków do gotowania. A że pracownię Garncarza mam za ścianą, nie powinnam mieć kłopotu z jej częstym odwiedzaniem. Tak więc zapraszam do pracowni Cuerda Seca, tuż, tuż, za ścianą!

3 komentarze:

  1. Przecudowne!Uwielbiam glinę,a te makowe naczynia zawładnęły moim sercem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne są te gliniane naczynia. Gdybym miała wybrać jedno, to nie wiedziałabym które, bo wszystkie mi się podobają :)

    OdpowiedzUsuń